Panda została gruntownie przebudowana i wyremontowana.
O założeniach samej przebudowy pisałem w pierwszej części.
Jak to lata ?
Zupełnie Inaczej.
Zmiany w geometrii spowodowały to, że modelu należy teraz pilnować,
brak wzniosu całkowicie zmienił charakterystykę lotu, PANDA już się sama nie "prostuje". Jak ją zostawisz, tak gna. Nie ma mowy o lataniu ( szybowaniu ) na samym kierunku i wysokości. Ster kierunku już tylko powoduje odchylenie kadłuba od osi lotu , ale nie wprowadza modelu w zakręt. O ile poprzednia PANDA chętnie wchodziła w lot plecowy i o dziwo nie wykazywała tendencji do samoistnego wychodzenia z tego stanu pomimo wzniosu, o tyle nowa PANDA nie widzi teraz sama różnicy, czy gna normalnie czy też na pleckach.
Normalnie widać, że jest jej wszystko jedno. I co najweselsze PANDA lata bez problemu na żyletę.
Dwa lata temu pisałem o żywicach Jokera.
Szokowała mnie głównie cena tych wyrobów, która wyraźnie wybijała się w porównaniu z ich odpowiednikami zagranicznymi.
O wielu już miesięcy nie widzę ich w ofertach sklepów internetowych, zastanawiając się co też jest tego powodem.
Dotarły do mnie plotki, że producent zaprzestał ich wytwarzania.
Co dzisiaj mogę powiedzieć o tych wyrobach, wszak trochę z nimi popracowałem.
Do ........py. Obu żywic używałem zarówno do klejenia, jak i do laminowania.
Oczywiście laminowanie żywicą 5 - minutowa to delikatnie mówiąc małe nieporozumienie, no chyba, że laminujemy małe elementy. Zauważyłem kilka dni temu, że na mojej halówce miejsca klejone, wzmacniane i laminowane właśnie jokerem zmiękły. W pierwszym momencie wymyśliłem, ze jakimś dziwnym trafem żywica wchodzi w jakąś bardzo powolną reakcję z depronem. Dodam, że na chemii znam się jak na służeniu do mszy. Jednak w tym samym czasie laminowałem materiał na łoże silnika, dwie warstwy tkaniny szklanej + żywica 30 minutowa.
Powstała z tego płytka o wymiarach około 8 na 7 cm. Jeszcze jakieś dwa tygodnie temu płytka była sztywna i dosłownie szklana. Dzisiaj jest miękka, wygina się jak twardsza guma. Do wywalenia.
Ot i chyba cała tajemnica wycofania tych żywic z rynku.
Swoja drogą ciekawe jest, że oferty sklepów modelarskich w temacie żywic , klejów 5 minutowych cały czas się zmieniają i żaden wyrób na dłużej jakoś nie wstrzelił się w rynek, może z wyjątkiem wyrobów filmy UHU.
Trzeci sezon latania panda odbił na niej swe piętno. Panda wygląda jak potrącona przez Pendolino i to wielokrotnie. Fotografia obok to oczywiście Panda jeszcze stanie dziewiczym. W związku z powyższym postanowiłem model przerobić i to znacząco.
Po ostatnim "dzwonie" wygięło mi już totalnie dźwigar w miejscu przy kadłubie. W trakcie próby naprawy niby ze przypadkiem :) uszkodziłem go całkowicie.
Wreszcie okazja, by pozbyć się wzniosu, gdyż zamiarem moim jest taka przebudowa modelu, by płat miał wznios zerowy.
Mam nadzieję że zabieg ten zmieni właściwości lotne i pozwoli na lot nożowy tym modelem.
Płat nie będzie dzielony, ta sytuacja powoduje problem mocowania płata.
Jeden z pomysłów to mocowanie takie jak w Blizzardzie, czyli cały płat przykręcany od góry.
To jednak wymusiłoby daleko idące zmiany w konstrukcji kadłuba. Drugi mój pomysł to płat ba stale sklejony z kadłubem. Wszak Panda nie jest dużym modelem i bez problemów w stanie gotowym do lotu mieści się w samochodzie.
To jednak spowoduje dalsze przeróbki, których głównym celem jest istotne wzmocnienie modelu. Kadłub zostanie w części przedniej usztywniony i wzmocniony poprzez wklejenie prętów węglowych, to samo ze statecznikiem poziomym.
Na ten moment analizuję takie rozwiązania, dodatkowo jeszcze muszę się postarać, by przeróbka taka nie zwiększyła za bardzo wagi modelu.
Dla przypomnienia film z Pandą
I znów w moim ulubionym spożywczym markecie LIDL nabyłem narzędzie powiedzmy "modelarskie".
Szlifierka do ..... manicuru i pedicuru firmy SANITAS.
Powiedzmy że wyrób typowo "babski", ale jak cały czas powtarzam "modelarstwo to sztuka, głównie myślenia". Wszak na warsztacie modelarza nie tylko plastikowego znajdzie to całą masę zastosowań.
Oczywiście o dostęp do narzędzia będzie trzeba trochę powalczyć z drugą połową, żoną, kochanką, konkubiną, znajomą, przyjaciółką, czy jak tam zwał. No chyba, że człek się nie przyzna do posiadania.
Trochę danych technicznych :
zasilanie 230 v,
dwie prędkości,
lewe i prawe obroty,
6 końcówek szlifierskich diamentowych 1 polerka
3 lata gwarancji.
Do zabawy z modelami plastikowymi jak znalazł. Zresztą nie tylko do plastików.
Cena w sumie niska - 59 zł.
Pisałem jakiś czas temu o nowym produkcie - żywicach firmy JOKER. No niestety ale kleje te nie są już dostępne na rynku, nie wiem na ile informacje są potwierdzone, ale ponoć zaprzestano ich produkcji. Szkoda, żywica ta w mojej opinii była bardzo dobra i co najważniejsze cena tego wyrobu była niska.
Szukając alternatywy natrafiłem w ofercie wielu sklepów na żywicę firmy ZAP.
W ramach eksperymentu nabyłem jedno opakowanie żywicy 5 minutowej.
Klej pakowany jest w dwie butelki o pojemności ok 60 ml każda.
Zatyczki mają różne kolory, co powinno nas zabezpieczyć przed pomyłkowym zamknięciem opakowania po użyciu
Pierwsze klejenia wypadły dobrze, żywica żeluje w opisywanym czasie, jak na razie nie zaobserwowałem faktu gęstnienia i krystalizowania się samoistnie utwardzacza.
Jakieś konkretne wnioski najpewniej będę mógł opisać za jakiś czas. Na dzień dzisiejszy zbyt krótko ich używam.
Jedynie co mnie boli to ... cena. Wydaje mi się zdecydowanie za wysoka.
O klejach, klejeniu pisałem już w Baterflajowym Świecie pod adresem: http://motylasty.pl/warszt_4.html#dwarsz4
Nabyłem ostatnio pewien tajemniczy i cudowny środek konserwujący. Zabezpieczenie elektroniki w modelu przed korozją, wpływami atmosferycznymi itd od tej pory stało się dla mnie bardzo proste. Generalnie skłoniła mnie do tego chęć uruchomienia modelu jachtu, który leży u mnie w modelarni już kolejny sezon.
Oczywiście sezon mija, jacht wody nie widział,
wiatru nie poczuł :). Może w przyszłym roku.
Specyfik ten stanowi doskonałą izolację. Zapobiega zwarciom i upływowi prądu.
Wypiera wilgoć, zabezpiecza przed korozją i utlenianiem, oczyszcza zaśniedziałe styki.
Generalnie przedłuża okres eksploatacji sprzętu elektrycznego i elektroniki.
Z drugiej strony nie wywiera wpływu na tworzywa sztuczne, gumę, lakiery, farby, metale i inne powierzchnie. Dosłownie cudo.
Produkt nie zawiera w sobie kauczuku, silikonu, teflonu, akrylu i komponentów aromatycznych. Stosowany może być do sprzętu pod napięciem 1000V.
Szczególnie przydatny w modelarstwie okrętowym, modelach wodnosamolotów, modelach samochodów, gdzie dochodzi do kontaktu z wodą.
Sposób użycia jest bardzo prosty, wystarczy wstrząsnąć pojemnik i dokładnie spryskać zabezpieczany element z odległości około 20-30 cm. Środek aktywuje się po około 15 minutach, całkowita ochrona następuje po kilkunastu godzinach. Można go zastosować nawet na wilgotną, a nawet mokrą powierzchnię. Wszystko to w temperaturze od 20 do 35 stopni. Po pełnej aktywacji środek działa w dużo większym zakresie temparatur, począwszy od - 80 do +140 stopni.
Jak to działa ?. Nie wiem, producent coś wspomina o nanotechnologii, nanorurkach i innych takich. W necie dostępna jest cała masa filmów prezentujących zastosowanie w modelarstwie RC, motoryzacji, pracach domowych.
Niestety ale, zabawa ta do najtańszych nie należy, koszt opakowania to około 50 zł, ale ..... kto głupiemu, czy też bogatemu zabroni.
Pełen wykaz produktów NANOPROTECH na stronie producenta.
Produkt dostępny jest w MODELMOTOR i innych sklepach modelarskich.
Jako, że nie chce mi się kręcić filmu, poniżej film czeskich modelarzy testujących NANOPROTECH.
Z czystym sumieniem rekomenduję ten specyfik do zastosowań modelarskich.
Część druga i ostatnia w temacie tej naprawy. Łoże po uprzednim dokładnym wyczyszczeniu zostało przemyte rozpuszczalnikiem nitro celem odtłuszczenia i wklejone w kadłub. Samo klejenie z pomocą UHU-Pora. Cała wewnętrzna powierzchnia została tym klejem obficie wysmarowana. Łoże właściwie umiejscowione zostało dodatkowo podlane CA. Tak pozostawiłem to do wyschnięcia.
Zamocowałem silnik i wreszcie przystąpiłem do zaklejenia kadłuba od dołu. Element plastikowy dolny po odtłuszczeniu wkleiłem z pomocą CA i przyspieszacza. Po tej operacji krawędź została dodatkowo wyszpachlowana żywicą i talkiem, następnie wszystko wyszlifowane.
Model zabezpieczyłem taśmami budowlanymi, pomalowałem srebrnym lakierem w spraju kabinkę i oczywiście ..... podpisałem się pod wszystkim. Zamocowałem po oczyszczeniu z resztek trawy kołpak i z mojej strony to wszystko. :)
Panika, zdziwienie, nonszalancja, pewność siebie ?
Cóż w wyniku tego Piotrowa Panda zaliczyła katastrofę.
Wstępne oględziny modelu :
skrzywiony łącznik płatów
kadłub zmasakrowany i pokrzywiony w osi podłużnej
Postanowiłem w dobroci swej Piotrowi ulżyć po tej katastrofie, a to przytuliłem Go, wódki polałem, łzy otarłem, na balety zaprosiłem i ..... Pandę mu zabrałem, właściwie to sam kadłub, ze skrzydłem niech sam się "bydlak" męczy.
Kadłub po wytarciu z błota, kurzu i pozbyciu się kłaków kreta wygląda tak.
Widać popękany "ryj", właściwie elementy plastikowe, czyli łoże silnika i dół odeszły.
Całość porozkładałem na części pierwsze, czyli pozbyłem się wpierw napędu, następnie oderwałem łoże i dół kadłuba.
Przód kadłuba pod łożem okazał się zmasakrowany.
Przed wyprostowaniem kadłuba wpierw pozbyłem się z łoża i dołu naddatków kleju i resztek EPP, w tym celu użyłem nożyka, papieru ściernego o debondera do usunięcia kleju CA.
Zabrałem się za prostowanie kadłuba, udało się bez podgrzewania, następnie w kadłub wkleiłem listwę, a właściwie plastikowy płaskownik, którego celem jest usztywnić całość w osi podłużnej.
Jest ta kawałek płytki o grubości 1 mm i szerokości 12 mm wklejony z pomocą CA. Dodatkowo załałem tym klejem wszystkie podejrzane miejsca i pęknięcia.
Przed wklejeniem łoża pozbyłem się malowania kabinki, będzie lekko szpachlowana, bo pojawiły się otwory i inne nieprawidłowości. Później kabina będzie malowana, ale o tym następnym razem.
Naprawa przodu kadłuba.
Zaczynam od rozkręcenia wszystkiego, demontażu kołpaka i wyjęcia silnika.
Widać na fotografii ogrom zniszczeń, rozklejony kadłub, oderwane łoże itd. Wpierw łoże zostało wklejone z pomocą kleju UHU Por, wlałem obficie klej pomiędzy ścianki kadłuba a łoże, następnie zostało to ściśnięte taśmą. Dodatkowo w szczelinę pękniętego od góry kadłuba wlałem CA.
Nie oszczędzałem kleju. Odczekałem aż wszystko wyschnie.
Kadłub wymagał wzmocnienia i usztywnienia. W tym celu ponacinane zostały rowki, jeden centralnie od dołu i po dwa dodatkowo z każdego boku. W rowki te włożyłem bambusowe patyki do szaszłyków o średnicy około 3 mm, można z powodzeniem zastosować pręty szklane lub węglowe.
Zalałem rowki CA. W trakcie tej operacji poprawiłem obrys kadłuba, wyprostowałem go przy okazji.
Istnieją różne szkoły naprawy, jedna z nich to moczenie w gorącej wodzie, elapor wraca wtedy do swojego poprzedniego kształtu. Kadłub tego modelu już był tak naprawiany wcześniej i dlatego nie użyłem kolejny raz tej metody z racji faktu, iż był już mocno osłabiony a wręcz wiotki.
Po wyschnięciu miejsca wklejania prętów zostały wyszpachlowane z pomocą żywicy 5 minutowej zmieszanej z talkiem ( nie chciało mi się iść otwierać mikrobalonu :) ). Następnie proces szlifowania papierem o gradacji od 120 do 240.
Cała ta operacja usztywniła i wyprostowała przód modelu. Od góry w części przedniej wykonałem usztywnienie w postaci kołnierza z laminatu. Przed sam kołnierz wkleiłem klocek sosnowy o przekroju 6x6 mm. Będzie stanowił mocowanie wkręta zatrzasku do zamykania kabinki, Następnie górę oblaminowałem jedną warstwą cienkiej tkaniny, wyszpachlowałem znów talkiem i wyszlifowałem. Tak samo postąpiłem z wklęsłościami pod kabinką , zostały zaklejone, zalaminowane i wyszpachlowane.
Zamek zamykania owiewki został zrobione z kawałka laminatu, sama owiewka od przodu została wzmocniona kawałkiem plastiku z karty bankomatowej, później cała owiewkę na nowo pomalowałem MOTIPEM.
Wreszcie zamocowałem silnik, kołpak, przód kadłuba przemalowałem białym MOTIPEM.
Model oddałem właścicielowi, na wszelki wypadek nie pojawiłem się na lotnisku :)
Gruntownej naprawie podlegają dwa elementy modelu, są to usterzenia oraz przód kadłuba.
W wyniku kraksy w usterzeniu pojawiła się wyrwa na stateczniku poziomym, oderwany został od statecznika pionowego ster, całe usterzenie zostało wyłamane z kadłuba.
Przód kadłuba uszkodzony totalnie, wyrwane łoże silnika, przód rozerwany, zgniecenie w podłużnej osi kadłuba.
Naprawę zaczynam od usterzenia.
Oderwana końcówka statecznika poziomego została doklejona z pomocą CA. Miejsce wyszczerbienia zostało docięte w trójkąt i uzupełnione klinem z EPP. Klejenie CA.
Po wyschnięciu kleju całość doszlifowana do wymaganego kształtu.
Statecznik poziomy został w całości usztywniony poprzez wklejenie od spodu i góry prętów węglowych. Użyłem prętów o średnicy 1 mm. Oczywiście klej to rzadki CA.
Po tej operacji statecznik w miejscach wzmocnień i doklejek został wyszpachlowany i wyszlifowany, użyłem żywicy 5 minutowej wymieszanej w proporcjach 1:1 z talkiem technicznym. W miejsce talku można użyć mikrobalonu.
Uzupełniłem zawiasy, zostały one wykonane z folii. W statecznik wkleiłem je z pomocą CA, natomiast w sam ster z pomocą UHU Pora. Dlaczego taka kolejność ? Użyłem 5 zawiasów, o ile na wklejenie ich w sam statecznik mamy dużo czasu, o tyle późniejsze wklejenie po wcześniejszym wpasowaniu steru z pomocą CA mogłoby się nie udać. CA szybko schnie i bałem się, że nie zdążę z tyn klejeniem. UHU Por daje przez to większy komfort. Smarujemy zawiasy z obydwu stron i powoli wsuwamy ster pasując go dokładnie. Zostawiamy do wyschnięcia.
Tak naprawione usterzenie dopiero teraz wklejam w kadłub. dodatkowo całość wzmocniłem i usztywniłem miejsce klejenia z pomocą dwóch prętów szklanych o średnicy 3 mm. Przy wklejaniu w kadłub zwracam uwagę na prawidłową geometrię całości.
W części następnej naprawa przodu kadłuba Easy Glidera.
W wyniku bliskiego spotkania stopnia trzeciego EasyGlider z gracją cegły poszedł w dół.
Spotkał go na niebie określanym w naszym środowisku nieboskłonem model tej samej firmy, niejaki AcroMaster. czyli sprawa pozostała w rodzinie. Glidera pilotował Grześ, AcroMasterem pomykałem ja. Tyle co mu zmieniłem śmigło na większe. Błąd pilota, brawura, głupota, zamyślenie, fajne laski w pobliżu ?. Nic z tych rzeczy, czysta złośliwość :). Ot napatoczył się, był blisko, no to sru go. A co SE będę żałował, to był moment proszę wysokiego sądu. A tak na serio, chyba obaj myśleliśmy, że się spokojnie miniemy. Co ciekawe na AcroMasterze praktycznie nie ma śladu, a Glider został pozbawiony ogona, w wyniku tego utracił zdolność do własnej egzystencji i poszedł prosto w matkę ziemię, co też miało bardzo duży wpływ na jego RYJ, znaczy przód.
Reasumując zabrałem zwłoki do domu, czeka mnie naprawa całego tyłu, prostowanie i wzmacnianie przodu. Z racji iż modeli tych lata co nie miara sposób naprawy przedstawię. Być może komuś się przyda.
Proces szlifowania, szpachlowania, powtórnego szlifowania, szpachlowania za mną.
Całość została wypolerowana i pokryta farbą podkładową szarą po wcześniejszym doklejeniu języka przedniego wyciętego z kawałka laminatu. Wycięty został też w części tylnej rowek pod zamek kabiny. W końcu całość została pokryta czerwonym MOTIPEM w sprayu i lakierem akrylowym bezbarwnym samochodowym. Zamek został wklejony w kabinkę z pomocą średniego CA. W samym kadłubie wkleiłem z kawałka laminatu obsadę pod zamek po wcześniejszym spasowaniu wszystkiego.
Uchwytów i obsady kabinki oryginalnej w kadłubie nie demontowałem, liczę na cud, ze znajdę kabinkę oryginalną.
Zdarzyło się, w trakcie ostrego lotu ( prawie "czysta" na godzinę :) ) w odległości około 350-400 metrów od miejsca startu odeszła owiewka kabiny. Poszła w pole w gęste żyto. Nie było sensu się tam pchać w celu jej odnalezienia. Poszukałem po necie czy da się to gdzieś skupić ?. Znalazłem w jakimś czeskim sklepie modelarskim. Biorąc pod uwagę cenę, czas oczekiwania i inne takie postanowiłem zrobić nową z innym, bardzie bezpiecznym mocowaniem, wszak mam zamiar osiągnąć prędkość "pińcset". Materiał wyjściowy to klocek styroduru, wystrugałem zgrubnie kształt, a później ostro szlifując dopasowałem kopyto do kadłuba biorąc pod uwagę kołnierz, który niejako opasa kadłub w miejscu mocowania. Kopyto powędrowało na podstawkę i zostało wylaminowane dwoma warstwami tkaniny szklanej firmy "JakaByłaPodRęką". Teraz czeka mnie proces szlifowania, szpachlowania, szlifowania, malowania i zrobienia mocowań. Jeszcze nie wiem na ten moment czy będzie to zamek sprężynowy, czy też może owiewka będzie dokręcana śrubką.
Przydzwoniłem ostatnio dość mocno Piotrowym Foxem.
Ot chciałem zobaczyć jak ten model zachowuje się w powietrzu.
Wszak miałem kiedyś FOXA 1800. Piotrowy jest większy 230 cm rozpiętości i w powietrzu zachowuje się w mojej opinii znacznie lepiej.
Zbyt niskie wyjście z pionowego pikowania spowodowało uderzenie o ziemię, praktycznie to było lekkie muśniecie murawy lotniska, mały huk, tuman kurzu i wyskakujące z nor krety.
Okazało się, że zniszczyłem podwozie.
No cóż powiedziało się A, trzeba powiedzieć i B.
Zabrałem kadłub na swój warsztat. Po oględzinach rozciąłem kadłub w części dolnej i wyjąłem uszkodzone mocowanie kółka.
Samo mocowanie jest bardzo "liche", zrobione z polipropylenu, czyli nijak skleić się tego nie da. Sposób w jaki zostało to wykonane przez producenta woła o pomstę.
Widać to na pierwszej fotografii z prawej strony, cienkie ścianki i bzdurna konstrukcja, ścianki boczne trzymają się się ścianki spodniej jedynie na swych końcach. Nie wiem po co te otwory ulżeniowe, wszak osłabia to całość. Kleić się tego nie da, laminować też nie, postanowiłem ten element wykonać od podstaw.
Myśl pierwsza - amelinium, ale akurat nie miałem stosownych kształtowników, dlatego też całość wykonałem z kawałków tworzywa ABS w czarnym kolorze. Element wyszedł wręcz
pancerny.
Od dołu dałem dodatkowe usztywnienie pomiędzy kołem, a częścią spodnią. Po wyschnięciu nawierciłem otwory pod
ośkę kółka, zamocowałem oponę. Obsada podwozia został w kilku
kawałkach odcięta co uwidaczniają fotografie 2 i 3.
Podwozie zostało wklejone w swoje miejsce z pomocą CA,
następnie podoklejałem odcięte kawałki EPP, wszystko
na CA i przyspieszacz.
Po wyschnięciu i wyszlifowaniu całej obsady kółka
całość wyszpachlowałem z pomocą żywicy 5 min z dodatkiem talku technicznego.
Od dołu dokleiłem kołnierz wzmacniający wycięty z płytki białego polistyrenu.
Wizyta dzisiejsza w znanym i lubianym sklepie modelarskim CASTORAMA zaowocowała kupnem szpachlówki modelarskiej. Na stoisku z materiałami wykończeniowymi oczy me kaprawe wypatrzyły wyroby dwa. Jeden firmy CASTORAMA a drugi firmy DIALL. Różnice w cenie dość znaczne, wybrałem przeto tę droższą. Jest to szpachlówka typu finisz do wykończeń powierzchni.
Przeprowadzone testy wskazują, że niczym nie ustępuje do tej pory używanemu przeze mnie wyrobowi firmy SUPERPROFII, który opisywałem w Baterflajowymświecie.
Szpachlówka ta twardnieje po około 60 minutach i już nadaje się do szlifowania, oczywiście w momencie gdy nałożona warstwa jest cienka. Bez problemu można ją obrabiać, powierzchnia średnio twarda. Kolor po wyschnięciu śnieżnobiały.Jest to szpachla akrylowa, nie wchodzi w konflikt z powierzchnia depronu. Przed szpachlowaniem jednak powierzchnia depronu musi być dobrze odpylona, oczyszczona i odtłuszczona. Do tego używam zazwyczaj wody z płynem do naczyń lub benzyny ekstrakcyjnej. Po wyszpachlowaniu i wyszlifowaniu powierzchnię depronu dobrze jest zabezpieczyć poprzez nałożenie płynu do podług typu SIDOLUX, Czasami też używam do tego mocno rozpuszczonego kleju polimerowego rozcieńczonego spirytusem - białym denaturatem.
Szpachlówkę w razie potrzeby można zabarwić z pomocą typowych barwników do farb, też do nabycia w CASTORAMIE.
Jakiś czas temu nabyłem w markecie LIDL klej w sprayu sygnowany logiem UHU.
Klej ten trochę poleżał w miejscu dla niego stworzonym, znaczy w regale z różnej maści klejami, by wreszcie trafić na swój czas.
A czas ten nadszedł dzisiaj przy okazji rozpoczęcia prac depronowych.
Tak właśnie zabrałem się za Projekt Ginter, pierwsze cięcia, przymiarki itd.
Sam klej jest klejem typowo kontaktowym, bardzo podobny w działaniu do tradycyjnego UHU-PORA.
Doskonale się sprawdza przy łączeniu ze sobą dużych płaskich powierzchni.
Sposób użycia bardzo prosty, pryskamy z odległości około 20-30 cm obie sklejane powierzchnie, odczekujemy około 10-15 minut aż klej stanie się praktycznie suchy i matowy. W tym momencie łączymy je ze sobą. Tutaj uwaga, nie mamy jakichkolwiek szans na poprawki, przesunięcie elementów względem siebie etc. Co UHU złączył niech człowiek nie próbuje rozłączyć :)
Zastosowanie bardzo szerokie: tkaniny, papier, styropian, epp, styrodur, drewno, tektura, karton i wiele innych. O samych klejach i klejeniu więcej w Baterflajowym Świecie. w dziale warsztatowym.
Od jakiegoś czasu na rynku dostępne są nowe kleje firmy JOKER.
Prócz różnego rodzaju klejów cyjanoakrylowych oferta producenta została poszerzona o żywice.
Cena i stosunek jej do pojemności wydają mi się doskonała alternatywą dla żywic Great Planes, UHU i innych. Z żywicami UHU nie miałem do tej pory jakichkolwiek problemów, pomimo faktu iż czasami używałem produktów przeterminowanych nie spotkałem się z żadnymi niespodziankami.
Zupełnie inaczej było u mnie z żywicami Great Planes, zarówno żywice 6 minutowe jak i 30 minutowe po krótkim czasie od rozpakowania zaczynały żyć własnym życiem. Pomimo faktu, że starałem, się kupować u różnych dostawców za każdym razem jeden z komponentów ulegał samoistnemu zbryleniu.
Wywaliłem kilka opakowań, tyczyło to żywic w mniejszych i większych opakowaniach.
Jakiś czas później spróbowałem ten zbrylony komponent podgrzać i wracał o dziwo do postaci płynnej.
Używam tak ożywionej żywicy tego producenta, ale w miejscach, które nie wymagają w procesie klejenia aż takowej uwagi. Cóż jakoś im nie ufam. Zauważyłem też, ze tak przywrócona do życia żywica po kilku tygodniach zaczyna mięknąć, tak powtórzę raz jeszcze MIĘKNĄĆ. Co już praktycznie deklasuje ten wyrób w mojej opinii. Inną sprawa w przypadku tych żywic był fakt, że czasy żelowania to był dosłowny totolotek, żywica 6 minutowa żelowała mi w różnych czasach. Raz było to deklarowane 6 minut, innym razem żywica zaczynała wiązać po 20 minutach. Niby amerykańska :).
Dlatego też z pewną nieśmiałością nabyłem wzmiankowane żywice Jokera. Cena bardzo fajna w stosunku do pojemności. Produkt konfekcjonowany w butelkach z naniesiona podziałką, co znacznie ułatwia jej dozowanie.W trakcie mieszania żywica nie blednie, czyli najpewniej nie łapie wilgoci, cały czas jest klarownie przezroczysta. Używam zarówno żywicy 5-cio, jak i 30-sto minutowej. Jak do tej pory nie spotkały mnie z ich stron jakiekolwiek nie miłe niespodzianki. Czasy wiązania i żelowania faktycznie wynoszą 5 i 30 minut. Po około pół godzinie od utwardzenia już można miejsce klejone, czy też laminowane szlifować. Oczywiście pełne wiązanie następuje w przeciągu około 24 godzin. Spoina jest klarowna, przezroczysta i twarda. Na ten moment jestem bardzo zadowolony z tego kleju, używam od około dwóch miesięcy. Czy polecam ?, no chyba tak.
Po lewej żywica 30 minutowa, pomarańczowa i niebieska zatyczka, po prawej żywica 5 minutowa.
Trochę więcej o innych klejach : http://motylasty.pl/warszt_4.html#dwarsz4