Kierując się sumieniem własnym i mając na względzie dobro innych z pełną świadomością informuje, iż
Dea.... reaktywowała projekt Spitfire.
Model ten został drugi raz wydany i rzucony do kiosków na pastwę niczego nie świadomych tatusiów, dziadków i dzieciarni.
Pomijam fakt pełnego z mojej strony podziwu dla pracy marketingowców tej firmy.
Pierwsza edycja Spitfire'a trochę namieszała, z początku wielu niczego nie świadomych zapaleńców zaprenumerowało ów model, ba nawet niektórzy dotrwali do końca w swym zamyśle i wydali ...... cała masę kasy na coś, co można nabyć znacznie taniej. Opinie takie przez lata przewijały się w necie. Stąd też zdziwienie moje że pomimo tego Dea....... drugi raz się porwało na to samo.
Dlaczego piszę o tym wszystkim, ano dlatego by przestrzec, dlatego by zacząć myśleć a nie kierować się reklamą i kolorowymi okładkami kolejnych zeszytów.
Wszak jak cały czas powtarzam - modelarstwo to sztuka, głównie sztuka myślenia.
Zwrócić też muszę zarazem uwagę, iż model z tej edycji został poprawiony. Zakupiłem oczywiście numer pierwszy serii ( bo kto bogatemu zabroni ). A zakupiłem go z powodu ..... śmigła, jak zresztą numer pierwszy z poprzedniej edycji. Zauważyłem też poprawę, o ile pierwsza edycja modelu była cięta z ............. nie wiem czy to były odpady po paletach, czy też jakieś inne g....., o tyle edycja nowa jest cięta laserem ze sklejki, na oko wygląda ok.
Ale coś za coś. Spitfire to rasowy myśliwiec,
a rasowy myśliwiec ma co najmniej trój łopatowe śmigło. Pomijam fakt istnienia Spitfirea ze śmigłami cztero łopatowymi. W pierwszej edycji dano kołpak i ładne śmigiełko trój łopatowe. W edycji nowej wsadzili śmigło dwu łopatowe. A takowe miał tylko prototyp tego myśliwca.
No niestety, ale nie wygląda to najlepiej.
Na fotce obok śmigło z pierwszego Spitfire'a
Nie chcę wydawać opinii o samym modelu.
Aczkolwiek wiem z for modelarskich, że kilka osób dotrwało do końca, ba nawet kilka tych modeli chyba wzleciało.
Ale jako miłośnikowi modelarstwa wypada mi powiedzieć, że nie jest to model dla początkujących, czy też zaczynających swą przygodę z modelami RC. Nie przestrzegam przed jego kupnem, jedynie proponuję się przed decyzją bardzo mocno zastanowić. Gdyż wiąże się to z naprawdę dużymi kosztami. Co prawda koszty te rozłożone są w czasie, ale z drugiej strony składać tak prosty model przez dwa lata i to za taką cenę ?. Inna sprawa to slogany reklamowe o wyjątkowej aparaturze sterującej, super nowoczesnym silniku etc.
Z całym szacunkiem dla Dea.... nie żerujcie na ludzkiej nie świadomości, niewiedzy i naiwności.
Mała symulacja kosztów na podstawie dołączonej ulotki. Całość się zamyka w 71 numerach, przy czym koszt numeru 1 to 4,99 PLN w kiosku i w prenumeracie. Numer drugi ma kosztować 14,99 PLN zarówno w kiosku jak i w prenumeracie. Reszta od numeru 3-go w kiosku za 34,99 PLN, a w prenumeracie za 29,99 PLN. Czyli po zsumowaniu koszt modelu to w kiosku 2433,29 PLN lub 2089,29 PLN w prenumeracie. A to wszystko bez silnika, aparatury do zdalnego sterowania, odbiornika, serwomechanizmów.
Nabywcy serdecznie gratuluję.
A ile faktycznie model tej klasy może kosztować ?
A tyle :
http://www.horizonhobby.com/products/spitfire-mkii-60-arf-HAN4250#t1 - 259 dolarów, czyli jakieś 800 PLN.
Bo modelarstwo to szuka - głównie sztuka myślenia.
Gdyby wydawca zechciał mi wysłać ten model do złożenia i zrecenzowania - ZAPRASZAM.
O samym modelu wydam opinię jak najbardziej obiektywną.
Ale opinia moja o cenie jest jednoznaczna.
Celem podsumowania tematu pozwolę sobie zacytować mojego ulubionego autora z mojej ulubionej książki
Joseph Heller - "Paragraf 22"
— Nie rozumiem, po co kupujesz jajka po siedem centów sztuka na Malcie i sprzedajesz
je po pięć centów.
— Robię to dla zysku.
— A gdzie tu zysk? Tracisz po dwa centy na sztuce.
— Ale zarabiam po trzy i ćwierć centa na jajku sprzedając je na Malcie po cztery i ćwierć
centa ludziom, od których kupuję je potem po siedem centów. Oczywiście to nie ja
zarabiam. Zarabia syndykat. I wszyscy mają udział w zyskach.
Yossarianowi wydało się, że zaczyna rozumieć.
— I ludzie, którym sprzedajesz jajka po cztery i ćwierć centa za sztukę, zarabiają po dwa
i trzy czwarte centa na sztuce odsprzedając ci je po siedem centów. Czy tak? Tylko
dlaczego nie sprzedajesz jajek bezpośrednio sobie, eliminując pośredników?
— Bo to ja jestem tym pośrednikiem — wyjaśnił Milo. — Zarabiam po trzy i ćwierć centa
na sztuce, kiedy je sobie sprzedaję, i dwa i trzy czwarte centa, kiedy je od siebie odkupię.
To daje zysk sześciu centów na jajku. Kiedy je sprzedaję do stołówki po pięć centów,
tracę tylko dwa centy i w ten sposób zarabiam kupując jajko po siedem centów i
sprzedając je po pięć centów. Kiedy je kupuję na Sycylii prosto od kury, płacę po cencie
za sztukę.
— Na Malcie — poprawił go Yossarian. — Kupujesz jajka na Malcie, nie na Sycylii. Milo
parsknął dumnie.
— Nie kupuję jajek na Malcie — wyznał z wyrazem lekkiego, skrywanego rozbawienia i
był to jedyny przykład odstępstwa od trzeźwej rzeczowości, jaki Yossarian kiedykolwiek u
niego zaobserwował. — Kupuję je na Sycylii po cencie sztuka i przerzucam potajemnie
na Maltę po cztery i pół centa, żeby podbić cenę do siedmiu centów za sztukę, kiedy
kupcy przyjadą po nie na Maltę.
— Dlaczego ludzie przyjeżdżają po jajka na Maltę, gdzie są takie drogie?
— Bo zawsze tak robili.
— Dlaczego nie jeżdżą po jajka na Sycylię?
— Bo nigdy tego nie robili.
— Teraz naprawdę nie rozumiem. Dlaczego nie sprzedajesz w takim razie swoim
stołówkom jajek po siedem centów, tylko po pięć centów?
— Bo wtedy nie byłbym im potrzebny. Każdy potrafi kupić jajka, które kosztują siedem
centów, po siedem centów.