poniedziałek, 25 lutego 2013
Stop szajs...bukowi
Dlaczego osobiście mnie nie ma na szajsbuku ?.
A dlaczego miałbym tam być. Nie powiem, byłem przez jakiś czas z czystej ciekawości. Czy coś zyskałem ?, a może straciłem ?. Ani jedno, ani drugie, więc bilans tego pomysłu wypadł zerowy, a skoro wartością dodaną przedsięwzięcia jest zero, więc wniosek nasuwa się sam. Portal społecznościowy, tak mi się wydaje w jakiś sposób powinien wpływać na zachowania, sposób postrzegania, odbiór innych a takoż i odbiór samego siebie, powinien w pewnych aspektach podnieść jakość życia, a przynajmniej takowe odczucia generować.
W moim przypadku niczego takowego nie dane mi było zauważyć. Czyli czas temu poświęcony okazał się czasem straconym, zresztą w odczuciu moim nie tyczy to tylko facebooka ale i innych temu podobnych portali. Każdorazowe wejście gwarantowało mi sieczkę informacyjną, bo co do mnie kierowano ?.
- Teledyski z youtooba, - sorry ale nie trafione
- Debilne quizy, no te chyba kierowane są do totalnych kretynów, a co mnie obchodzi jakim ja chcę być zwierzęciem, rośliną, jaka cecha jest moją dominującą i kiedy umrę.
Potrzebne mi to jest jak rybie ręcznik.
- "Lajki" , a za przeproszeniem po kiego diabła mi informacje, że ktoś lubi play, inny bobo fruit, a jeszcze inny agencję turystyczną.
- Powiadomienia. Jak tylko skomentowałem czyjeś zdjęcie, to dostawałem powiadomienie
o każdym następnym komentarzu. Absolutnie żadne relacje z tymi innymi komentującymi mnie nie łączyły i nie pojmuję dlaczego szajsbuk sądzi, że to może być dla mnie w jakikolwiek sposób interesujące.
- Sugestie znajomości. Czy fakt że znam Panią A, a Pani A zna Pana B już musi być kierowaną do mnie sugestią, by zaprosić do grona znajomych owego Pana B ?. Nic bardzie mylnego.
Cały ten facebook jest dla mnie jak pizza kupiona w lidlu podgrzana w mikroweli, jak słodzik
w miejscu cukru, jak dmuchana lalka z sekszopu , muzyka odtwarzana z Mp3, czy też życzenia urodzinowe wysłane z pomocą esemesa ( o czym innym razem ).
Jeśli uważam kogoś za swego znajomego, za swego przyjaciela, jeśli podkochuję się dajmy na to w znajomej z pracy, to oni doskonale o tym wiedzą i nie widzę żadnego powodu by prowadzić licznik znajomych, upewniać się codziennie czy jeszcze jesteśmy kolegami, bo może ktoś akurat mnie skasował ze swego grona.
Choć nie powiem jestem pełen szacunku dla twórców tego zjawiska i tego portalu, tak samo jak jestem pełen podziwu dla tych dwudziestu dwóch uganiających się za piłką – oni faktycznie w sposób bardzo wymierny poprawiają standard własnego życia, natomiast nie pojmuje tych iluś setek tysięcy na trybunach, których tak to podnieca i płacą za to, nie istotne czy walutą czy własnym czasem.
Zastanawiam się co ludźmi kieruje by tam siedzieć.Czytają, śledzą podniecając się, że ten jest akurat w Wenecji, inny na Syberii , a jeszcze inny leci do Indii. A jednocześnie nie robią absolutnie nic, żeby ich własny byt, odczucia, ba nawet życie stało się odrobinę ciekawsze,
co nie zawsze ma bezpośrednie połączenie z zasobami i stanem konta.
Epatują wokół sentencjami na temat wierności, przyjaźni, miłości, wartości , tęsknoty, zazwyczaj na tle ckliwych fotek podlinkowanych z odpowiednich portali, a nie dostrzegają,
że gdzieś obok, bardzo blisko, w świecie realnym, być może jest ktoś, kto tak samo odczuwa, kto ma ten sam system wartości, kto tak samo tęskni.
Wielu moich znajomych ma tam swoje konta i najciekawsze w tym wszystkim jest dla mnie to, że na całym tym szajsbuku kreują się często na kogoś innego.
Wystarczy tylko wyłączyć ten cholerny komputer i się porozglądać, zdjąć klapki z oczu, zacząć patrzeć i słuchać. Wystarczy tylko odstawić ten słodzik, z dmuchanej baby z sekszopu spuścić powietrze, pizzę z lidla wyp... przez okno. Oczywista to co piszę to tylko moja opinia i pozostaje ona niejako w sprzeczności z faktem, że obok sam podaję linka do strony na szajsbuku.
Ale nie jest to link do mojego konta, a tylko link do strony szajsbukowej na której razem z gronem przyjaciół próbujemy propagować nasze hobby. Można też dojść do wniosku,
że czytanie i tworzenie bloga jest zajęciem równie jałowym jak szajsbukowanie.
Oczywiście, z tym że wchodząc na jakiegokolwiek bloga robię to z własnej woli, sam dobieram sobie twórców, ich “dzieła” i tematy, a nie jestem atakowany w sposób nachalny, nie pcha mi się na siłę intelektualnej papki i całego steku pierdół przy okazji rzekomego mego działania na rzecz umocnienia więzi łączących mnie z innymi ludźmi.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Przesadzasz ;) szajsbuk czasem wprowadza małe szaleństwo w życie użytkowników ;)
OdpowiedzUsuńZnam lepsze sposoby na "małe szaleństwa" :)
OdpowiedzUsuńHihi zapewne ;)Bacchante
OdpowiedzUsuńDajmy Bacchante na ten przykład tatuaż robiony.... grabiami :), bez znieczulenia, ewentualnie znieczulany Jackiem Danielsem.
OdpowiedzUsuńAle nie jakaś popierdółka typu "motylek" , jeno na całych plecach.